niedziela, 11 maja 2014

TU I TERAZ

Jestem w trakcie lektury książki Bóg nigdy nie mruga. W trakcie od jakichś dwóch miesięcy - takie czasy, że czasu na czytanie zostaje niewiele (i tu autorka książki zdzieliłaby mnie pewnie solidnie po łepetynie za te nieprzemyślane tłumaczenie). Ciągle nie mogę wyjść z podziwu jak mój brat, rodzinny mól książkowy, w czasie jednej doby jest w stanie przeczytać nawet kilka książek...być może to ta różnica, że ja w nocy słodko śpię...Wracając jednak do braku czasu. Regina Brett z każdą kolejną stroną swojej książki pozbawia mnie tej wygodnej wymówki, a wręcz za nią karci. Czytając te książkę czuje się jakby ktoś walił mnie młotkiem po głowie w ramach kary za to, jak błędnie odczytuje to co z każdym dniem przynosi nam życie, ilu cennych prawd nie dostrzegam... Ktoś powie że kolejna młoda, zmęczona dorosłym życiem desperatka naczytała się bzdur à la Paulo Coelho i będzie teraz próbowała ratować ludzkość przed samozagładą. Niekoniecznie. Paulo akurat średnio do mnie przemawia. Przebrnęłam też ostatnio przez Zaklinacza czasu Mitcha Albom, który oprócz zachwytu nad kilkoma pięknymi acz ulotnymi cytatami nie przyniósł żadnej zmiany w moim spojrzeniu na świat. Generalnie wkurza mnie moda na czytanie i ślepe podążanie za wskazówkami zawartymi w lifestylowo-psychologicznych poradnikach, mówiących o tym jak się odnaleźć we współczesnym świecie, czy też jak się z niego ewakuować tworząc własną rzeczywistość. Sporo tego w mediach, bo i popyt duży. Ja jednak odnoszę się z dystansem do tych wszystkich porad tworzonych zazwyczaj pod konkretny profil odbiorcy. Okazuje się, że przeczą jedne drugim, gdy tylko ktoś się tematem szerzej zainteresuje i w konsekwencji zostawiają człowieka jeszcze bardziej zagubionego niż przed lekturą. Bo niech mi ktoś powie jak można w jednym życiu, za jednym zamachem być nieugiętym w osiąganiu celu za celem nie oglądając sie na przeszłość, nie tracąc przy tym szacunku do minionych lat i odpuszczając sobie wyścig szczurów, bo przecież nie osiągnięcia zamierzonych celów są najważniejsze. Co wydawnictwo to nowa recepta na sukces, recepta która w pierwszych słowach karze porzucić wszelkie dawne sposoby na życie. Szaleństwo murowane.

Ale...do brzegu! - jak zwykli mi mówić moi przyjaciele ;)

Bóg nigdy nie mruga to książka składająca się z kilkudziesięciu felietonów, których autorką jest doświadczona przez życie, dojrzała kobieta. Regina opisuje lekcje jakie dało jej życie, proste sytuacje, z których po latach i wielu ciężkich perypetiach wyciąga wnioski i chce się nimi podzielić ze swoimi czytelnikami. Teksty nie są wzniosłe, przesadnie moralizatorskie. Prawda ukazywana na zasadzie "kawa na ławę". Czytam zazwyczaj wieczorem kilka rozdziałów i zawsze odkładam książkę napełniona jakimś takim ciężkim do sprecyzowania uczuciem. Powinnam to chyba nazwać spokojem ducha. Zdarza mi się również czytać ją w drodze do lub z pracy i choćbym nie wiem jak była niewyspana, czy wkurzona kolejnym korpo-dniem po kilku stronach wraca radość życia - to działa za każdym razem!...aż strach pomyśleć co będzie jak dotrę do ostatniej strony ;)

Dzisiaj podczas leniwego niedzielnego popołudnia przeczytałam fragment, który postanowiłam wrzucić na bloga - jest prosty, konkretny, a daje do myślenia jak cholera...






Kilka stron dalej pisarka radzi, by wybrać jedną rzecz w życiu, której powiemy "nie" i jedną której powiemy "tak", na stałe i nieodwołalnie. Zaczynam te ćwiczenie od jutra z "takiem" w postaci aktywności fizycznej (jakiejkolwiek, byle dużo!- ostatnie badania, które w wieku 24 lat wykazały podwyższony cholesterol w mojej krwi dały mi porządnie do myślenia). Rzeczą której od jutra mówię stanowcze "nie" będzie drzemka w budziku. To ustrojstwo psuje mi dzień dając kilka dodatkowych minut pseudo odpoczynku, w zamian odbierając spokój, który mógłby towarzyszyć mi rano przed wyjściem do pracy. Standardowo po 20-30 minutach drzemki wszystko musze robić w biegu i nerwach, a o śniadaniu nawet nie ma mowy.

Tak więc trzymajcie kciuki żebym jutro wygrała z drzemką i o 5:30 wybiegała się na świeżym powietrzu. 30 minut w towarzystwie rześkiego poranka i wschodzącego słońca to bez wątpienia lesza opcja od kilkukrotnego zapadania i wybudzania się z drzemki co 9 minut...

A na dobranoc kawałek w temacie. Kolorowych!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz