Kilka tygodni temu za namową koleżanki moją kosmetyczkę, a w zasadzie lodówkę, zasilił nowy produkt - olej kokosowy. Jest to przede wszytskim produkt spożywczy ale ma tez bardzo szerokie zastosowanie w produktach kosmetycznych, zbawiennie wpływając na naszą cere czy włosy.
Olej kokosowy to naturalny tłuszcz powstały z miąższu orzecha kokosowego. W temperaturze do 18st. C olej przybiera postać stałą o kolorze białym, stąd nazywany jest czasem masłem kokosowym. Nie trzymany w lodówce szybko przybiera postać płynną.
Polecany do pielęgnacji włosów suchych, zniszczonych, skłonnych do rozdwojonych końcówek oraz dla cery suchej, przesuszonej, łuszczącej się i swędzącej. Idealnie sprawdza się w pielęgnacji cery trądzikowej, z którą niestety borykam się od wielu lat. W tym momencie jestem w trakcie kuracji lekiem Aknenormin, który bardzo wysusza skórę. Olejek kokosowy dobrze ją nawilża, a przy okazji wygładza i niweluje uczucie ściągnięcia. Dodatkowym atutem jest smakowity aromat preparatu, aż ciężko powstrzymać się przed oblizaniem dłoni po aplikacji olejku ;)
Jestem w trakcie lektury książki Bóg nigdy nie mruga. W trakcie od
jakichś dwóch miesięcy - takie czasy, że czasu na czytanie zostaje niewiele (i
tu autorka książki zdzieliłaby mnie pewnie solidnie po łepetynie za te
nieprzemyślane tłumaczenie). Ciągle nie mogę wyjść z podziwu jak mój brat,
rodzinny mól książkowy, w czasie jednej doby jest w stanie przeczytać nawet
kilka książek...być może to ta różnica, że ja w nocy słodko śpię...Wracając
jednak do braku czasu. Regina Brett z każdą kolejną stronąswojej
książki pozbawia mnie tej wygodnej wymówki, a wręcz za nią karci. Czytając te książkę
czuje się jakby ktoś walił mnie młotkiem po głowie w ramach kary za to, jak
błędnie odczytuje to co z każdym dniem przynosi nam życie, ilu cennych prawd
nie dostrzegam... Ktoś powie że kolejna młoda, zmęczona dorosłym życiem
desperatka naczytała się bzdur à la Paulo Coelho i będzie teraz próbowała
ratować ludzkość przed samozagładą. Niekoniecznie. Paulo akurat średnio do mnie
przemawia. Przebrnęłam też ostatnio przez Zaklinacza czasu Mitcha Albom,
który oprócz zachwytu nad kilkoma pięknymi acz ulotnymi cytatami nie przyniósł
żadnej zmiany w moim spojrzeniu na świat. Generalnie wkurza mnie moda na
czytanie i ślepe podążanie za wskazówkami zawartymi w
lifestylowo-psychologicznych poradnikach, mówiących o tym jak się odnaleźć we
współczesnym świecie, czy też jak się z niego ewakuować tworząc własną
rzeczywistość. Sporo tego w mediach, bo i popyt duży. Ja jednak odnoszę się z
dystansem do tych wszystkich porad tworzonych zazwyczaj pod konkretny profil
odbiorcy. Okazuje się, że przeczą jedne drugim, gdy tylko ktoś się tematem
szerzej zainteresuje i w konsekwencji zostawiają człowieka jeszcze bardziej
zagubionego niż przed lekturą. Bo niech mi ktoś powie jak można w jednym życiu,
za jednym zamachem być nieugiętym w osiąganiu celu za celem nie oglądając sie
na przeszłość, nie tracąc przy tym szacunku do minionych lat i odpuszczając
sobie wyścig szczurów, bo przecież nie osiągnięcia zamierzonych celów są
najważniejsze. Co wydawnictwo to nowa recepta na sukces, recepta która w
pierwszych słowach karze porzucić wszelkie dawne sposoby na życie. Szaleństwo
murowane.
Ale...do brzegu! - jak zwykli mi mówić moi przyjaciele ;)
Bóg nigdy nie mruga to książka składająca się z kilkudziesięciu
felietonów, których autorką jest doświadczona przez życie, dojrzała kobieta.
Regina opisuje lekcje jakie dało jej życie, proste sytuacje, z których po latach
i wielu ciężkich perypetiach wyciąga wnioski i chce się nimi podzielić ze
swoimi czytelnikami. Teksty nie są wzniosłe, przesadnie moralizatorskie. Prawda
ukazywana na zasadzie "kawa na ławę". Czytam zazwyczaj wieczorem
kilka rozdziałów i zawsze odkładam książkę napełniona jakimś takim ciężkim do
sprecyzowania uczuciem. Powinnam to chyba nazwać spokojem ducha. Zdarza mi się
również czytać ją w drodze do lub z pracy i choćbym nie wiem jak była
niewyspana, czy wkurzona kolejnym korpo-dniem po kilku stronach wraca radość
życia - to działa za każdym razem!...aż strach pomyśleć co będzie jak dotrę do
ostatniej strony ;)
Dzisiaj podczas leniwego niedzielnego popołudnia przeczytałam fragment,
który postanowiłam wrzucić na bloga - jest prosty, konkretny, a daje do
myślenia jak cholera...
Kilka stron dalej pisarka radzi, by wybrać jedną rzecz w życiu, której
powiemy "nie" i jedną której powiemy "tak", na stałe i
nieodwołalnie. Zaczynam te ćwiczenie od jutra z "takiem" w postaci
aktywności fizycznej (jakiejkolwiek, byle dużo!- ostatnie badania, które w
wieku 24 lat wykazały podwyższony cholesterol w mojej krwi dały mi porządnie do
myślenia). Rzeczą której od jutra mówię stanowcze "nie" będzie
drzemka w budziku. To ustrojstwo psuje mi dzień dając kilka dodatkowych minut
pseudo odpoczynku, w zamian odbierając spokój, który mógłby towarzyszyć mi rano
przed wyjściem do pracy. Standardowo po 20-30 minutach drzemki wszystko musze
robić w biegu i nerwach, a o śniadaniu nawet nie ma mowy.
Tak więc trzymajcie kciuki żebym jutro wygrała z drzemką i o 5:30 wybiegała się
na świeżym powietrzu. 30 minut w towarzystwie rześkiego poranka i wschodzącego
słońca to bez wątpienia lesza opcja od kilkukrotnego zapadania i wybudzania się
z drzemki co 9 minut...
Natknęłam się na ich kawałek całkiem przypadkowo parę tygodni temu szperając po YouTube w poszukiwaniu ciekawych dźwięków. Po pierwszym przesłuchaniu I want U nawet przez myśl mi nie przeszło, że autorem tej piosenki może być zespół z Polski. A jednak! Pewnie dla części internautów moja egzaltacja będzie niezrozumiała i nieco nie w porę - zespół gra i tworzy już od 2003 roku - jednak ja na ich utwory natknęłam się dopiero teraz... i z pewnością przyznaję, że lepiej późno niż wcale.
To co w ich muzyce urzeka najbardziej to energia. Wybuchowa i niesamowicie smaczna mieszana funku i nowoczesnej muzyki elektronicznej z lekką domieszką jazzu i chilloutu, a czasem nawet bigbitu (Tak cię kocham). Idealnie nadaje się do posłuchania w drodze do pracy, potańczenia przy domowych porządkach czy wieczornej przejażdżki na rowerze. I to wszystko twórczość naszych rodzimych artystów - Brawo!